niedziela, 8 września 2013

JOBS

Do kina nie chodzę, bo jest mi nie po drodze – to moja najczęstsza odpowiedź. A tak na poważnie to nie chodzę, bo wartości jakie dziś promuje się w filmie mnie nie zadowalają... poza tym wolę świat książki. Od każdej reguły są wyjątki i taki wyjątek ostatnio się wydarzył.  Byłam w kinie! <szok>.

Przeglądając repertuar wybraliśmy JOBS-a z kilku powodów. 
  1. biograficzny 
  2. wątek o inżynierach
  3. słoneczny zwiastun
Nie pomyliłam się sceny pełne słońca, posmak american dream i inżynierowie, a także ciekawa fabuła wyróżnia i ciągle się przeplata w zekranizowanej biografii jednego z największych wizjonerów XX w. – Steve'a Jobsa  i historii wczesnych lat Apple.

Kilka zastrzeżeń by się znalazło, ale spodobało mi się, że Jobs osiągnął to co osiągnąć zamierzał. Zaczynał w garażu rodziców, a skończył w szklanym i własnym biurowcu. Oczywiście po drodze na szczyt nie zabrakło mu szczęście, znajomości z odpowiednimi ludźmi i tupetu. To spowodowało, że w krótkim czasie odniósł sukces w branży komputerowej, na który nota bene musiał ciężko zapracować. Jednak Jobs nie uniknął porażki zawodowej i osobistej. Został strącony ze szczytu, na który powrócił w glorii chwały. 

Film polecam tym, którzy są na początku swojej ścieżki zawodowej. Po jego obejrzeniu proponuję zastanowić się czy warto osiągnąć sukces materialny kosztem życia osobistego i braku przyjaciół? Czy może nie ustawać w szukaniu złotego środka?

2 komentarze:

  1. Szczęściu czasem trzeba pomóc.
    Napewno nie warto kosztem rodziny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słuszna uwaga! Rodzina najważniejsza!

    OdpowiedzUsuń