czwartek, 28 lutego 2013

o Tuwimie inaczej


„Jeszcze się kiedyś rozsmucę,
Jeszcze do Ciebie powrócę,
Chrystusie...

Jeszcze tak strasznie zapłaczę,
Że przez łzy Ciebie zobaczę,
Chrystusie...

I taką wielką żałobą,
Będę się żalił przed Tobą,
Chrystusie...

Że duch mój przed Tobą klęknie
I wtedy serce mi pęknie,
Chrystusie...”

To jedna z pieśni wielkopostnych. To wiersz Juliana Tuwima. Śpiewając ją nie zawsze jesteśmy świadomi, że autorem słów jest poeta żydowskiego pochodzenia. Została zapisana na serwetce w jednej z łódzkich kawiarni i podobno pozostawiona.

Czy tylko ten jeden raz Tuwim żalił się swoją żałobą Chrystusowi? Nikt nie wie. Wiemy natomiast, że kilka lat przed swoją śmiercią poeta zapytał nawróconego Romana Brandstaettera o istnienie Boga.  I choć nie wierzył, to przyznał mu rację. „Musi istnieć... Pan ma rację... To musi istnieć jest bardzo mądre...” – powiedział poeta. Niestety Julian Tuwim nie zdążył ani zapłakać ani się nawrócić.

Zmarł nagle w Zakopanem 27 XII 1953. Po jego śmierci zastanawiano się czy pogrzeb ma być katolicki czy świecki? Czy na trumnie pozostawić krzyż czy go zdjąć?  Jak na socjalistę przystało był świecki. I choć krzyż zdjęto to pozostał ślad.  „Była świerkowa, jasnego koloru. Gdy nas mijała, spostrzegłem na jej wieku dwie skrzyżowane, wyblakłe, lecz wyraźne smugi pozostałe po usuniętym krzyżu z przybitym doń Chrystusem” – zapisał Brandstaetter w swojej książce.

W casusie Juliana Tuwima zauważmy, że krzyk ludzkiego serca nigdy nie pozostaje bez odpowiedzi. Chrystus towarzyszy w drodze każdemu, kto Go woła. Towarzyszył także poecie, który wiele lat wcześniej dramatycznie wzywał Go w swoim wierszu. 

czwartek, 21 lutego 2013

Marcelino chleb i wino


"Marcelino chleb i wino" to słowa, które towarzyszyły mi od samego rana. Nie wiedziałam co oznaczają, ani skąd wzięły się w mojej głowie. Jak przystało na dziennikarkę śledczą postanowiłam to sprawdzić ;). Wygooglowałam i dowiedziałam się, że  to hiszpańska legenda.

Głównym bohaterem jest Marcelino, chłopiec znaleziony w zakonnym ogrodzie. Przygarnięty, wychowany, a przede wszystkim otoczony troskliwą miłością franciszkańskich zakonników. Pewnego dnia znajduje swojego przyjaciela. Kogoś, kto jest  tajemniczy, a zarazem dobrze znany. KTOŚ, kto wkracza i cudownie przemienia życie małego chłopca.

Do książki jeszcze nie dotarłam, ale przed chwilką skończyłam oglądać pierwszą filmową adaptację z 1955 roku w reżyserii Ladislao Vajda.  Jestem oczarowana! Jeszcze łza się kręci w oku. Kreacja aktorska małego Pabita Calvo cudowna. Jednak najważniejsze jest przesłanie, które pokazuje, że nasza postawa wobec Boga powinna być pełna ufności, że czasami nasze pytania są zbędne. Trzeba tylko albo aż ZAUFAĆ. Przecież to właśnie "zaufanie jest jedynym sposobem na odkrywanie tego, co przyniesie nam jutro"

środa, 20 lutego 2013

de-teching


Nowa technologia miała nam pomóc, a sprawiła, że ciągle jesteśmy on-line. Internet w komórce to już standard. Kindle, tablet, dwa laptopy jeden o matrycy 10.1 a drugi co najmniej 17.3 cala to normalka. Zawsze zalogowani na fb i dla każdego rzekomo pod ręką.  Sprawdzanie kilka razy dziennie poczty to już standard. Gorzej z odpowiedzią na e-maila, ale nie o tym. Moje pokolenie czyli pokolenie Y dorastało przy komputerze. Owszem jest łatwiej, wiele rzeczy mamy pod ręką, nie musimy wychodzić z domu, aby załatwić wiele spraw, możemy czatować z osobą z drugiego krańca świata, ale… Nasz zachwyt nowymi technologiami zaczyna przybierać, a może już nawet przybrał niezdrowe rozmiary. Posługiwanie się nowoczesnymi gadżetami umożliwiającymi bycie zawsze i wszędzie on-line nie jest już oznaką wysokiego statusu społecznego, ale uzależnienia od stałego dopływu informacji.

Z komputerem kumpluję się od 1994 r., a Internet jest jednym z narzędzi w pracy zawodowej i naukowej. Już chyba nie potrafię wyobrazić sobie życia bez Świętego Googla i mailowania to coraz częściej wcielam de-teching. Celowo i świadomie wyłączam się z technologii oraz rezygnuję z Internetu i bycia stale w kontakcie.

W 2012 roku wraz z jedną z moich przyjaciółek przeprowadziłyśmy akcję "Stop z Facebookiem na Wielki Post". Akcja wywołała wielką dyskusję. Najwięcej głosów oczywiście było przeciw i użytkownicy sami przyznawali się, że są uzależnieni od fb. Jednak kilkudziesięciu osobom się udało. Można? Można! A my organizatorki, ale przede wszystkim uczestniczki nie tylko wirtualnie odpoczęłyśmy, miałyśmy więcej czasu na spotkania przy kawusi ;), ale dostałyśmy wiele podziękowań :).

Znam osobę, które przez dwa tygodnie potrafi nie sprawdzać poczty i… ma się dobrze :). Mam tylko nadzieję, że posiada program antyspamowy ;p. Jedna z popularnych blogerek, Natalia Hatalska, w środy i piątki jest odłączona od sieci. Takich ludzi podziwiam!  Uczę się od nich jak bywać off-line.

Stosujmy de-techingBywajmy czasem off-line! A czas ze znajomymi spędzajmy w świecie realnym, a nie wirtualnym :). Zmykam do rzeczywistości :) pa!

poniedziałek, 18 lutego 2013

Karen Kingsbury


Osoby,  które mnie znają, doskonale wiedzą jak wielką rolę w moim życiu odgrywają książki Karen Kingsbury, chrześcijańskiej powieściopisarki. Jej książki są bestsellerami w Stanach Zjednoczonych. Choć w Polsce nie cieszą się aż tak wielką popularnością jak w USA to spotkałam wiele osób, które je czytają.  

Karen pojawiła się, kiedy byłam w LO. Doskonale pamiętam dzień, w którym znalazłam pierwsze dwie książki z wrześniowej serii. Później było kilka lat przerwy aż Super Lubiany Ksiądz udostępnił mi „Ocalić życie”. Pamiętam też jak ukrywałam ją pod recepcyjnym biurkiem. Problem był tylko jak ukryć łzy?? Tak to prawda, przy tych książkach Karen wylewam wiele łez. Choć tak jak pisarka "wiem, wiem. Oni są jedynie postaciami fikcyjnymi. Ale ja myślę o nich w taki sposób, jakby naprawdę żyli" to tych łez się nie wstydzę. Później z Siostrą, (Basia też jest fanką KK) kupiłyśmy całą serie „Baxterów” i pozostałe dostępne w PL. Niestety przy wyprowadzce i podziale książkowego majątku zostało mi tylko pięć <bezradny>. Na szczęście poniosłam tylko straty materialne. Duchowo wygrałam. Czuję się zwycięzcą! Słowa, które wypłynęły spod pióra Karen Kingsbury odegrały i odgrywają w moim życiu WIELKĄ rolę. Zmieniły mnie, a największym świadkiem tej zmiany jest Paulina. Oj miałam poglądy. Na szczęście to już czas przeszły.  Wiem, co jest i powinno być na drugim miejscu moich życiowych wyzwań. Dodam tylko, że z pierwszym nie miałam nigdy problemu. 

Przeczytałam wszystkie pozycje KK przetłumaczone na język polski oprócz "Rozdzielił nas ocean", bo nie mogę jej zdobyć. Przy normalnych codziennych obowiązkach na jedną kilkaset stronicową książkę potrzeba mi mniej niż 24h. Nigdy nie liczyłam, ile w sumie przeczytałam stron, ale przypuszczam, że to spokojnie pięciocyfrowa liczba. Wiem za to, że posiadam 12 wordowych stron z wypisanymi cytatami. Bardzo często do nich wracam… Będę je przywoływać też i tu.

Do szybkiego przeczytania bo "to nie jest ostatni raz, to dopiero początek"!

niedziela, 17 lutego 2013

wątek muzyczny



Jeden z ostatnio przeczytanych artykułów i wizyta u Chopina skłoniła mnie do refleksji nad muzyką. Pasjonatem muzyki poważnej nie jestem, ale też nie jest mi ona aż taka obca. Nowy Rok obowiązkowo zaczynam od Koncertu z Wiednia. Uwielbiam walce Straussa i mazurki Chopina. Na jednych z ćwiczeń słuchamy Beethovena, zaś jeden z kolegów bardzo często podsyła mi linki do nowoczesnej klasyki. Z przyjemnością chodzę na koncerty MTM i bywam w bydgoskiej operze. Mogłabym jeszcze wymienić swoje ulubione utwory, ale zbyt długo mam nie pisać, bo niektórych zbyt duża ilość znaków odstrasza. Cóż do muzycznego wątku na pewno jeszcze powrócę, a póki co wracam do słuchania Straussa. 


środa, 13 lutego 2013

Magia Radia



Choć Światowy Dzień Radia dobiega końca to postanowiłam postukać jeszcze w klawiaturę.  Zainspirował mnie reportaż, przed godziną wysłuchany w Jedynce. To była dźwiękowa opowieść o kolekcjonerze radiowych odbiorników. Zbiera stare odbiorniki, szczególnie te samochodowe i z dumą je prezentuje w swoim samochodowym warsztacie. 

Choć odbiorników jeszcze nie kolekcjonuję i pewnie kolekcjonować nie będę, to radio towarzyszy mi od zawsze. W latach 90-tych w domu słuchaliśmy Radia Podlasie. To na jego antenie debiutowałam w słynnej audycji Zielone Mosty. Nawet nagranie gdzieś jeszcze jest, co prawda na archaicznej kasecie magnetofonowej, ale jest! Wtedy też po raz pierwszy dzięki mojej Siostrze zobaczyłam jak wygląda radio od środka. Pamiętam też jak z Chrzestnym słuchaliśmy Lata z radiem i graliśmy w skojarzenia. Potem słuchałam różnych rozgłośni. Często też gościłam w porankach Marka Jaromskiego na antenie Radia Józef, a dwa lata później przede mną otworzyły się drzwi do Polskiego Radia. Praca ze słowami, dźwiękami była niezapomniana :). Chociaż zawodowa przygoda jest zakończona, to z pierwszą pracą jest jak z pierwszą miłością. Sentyment zostaje. Polskie Radio nadal gości w moim mieszkanku i w pracy. Jego magia ciągle trwa :). Dzień zaczynam od Sygnałów dnia, w pracy towarzyszy mi Muzyczna Jedynka, a kolacja zazwyczaj jest w czasie, kiedy w Jedynce są aktualności z Watykanu. W sobotę odwiedzam Matysiaków na Dobrej,  wieczory spędzam ze Zbigniewem Krajewskim, a niedzielne poranki zaczynam od Jedynki Familijnej. W mojej tygodniowej rozpisce są też środowe wieczory, kiedy to słucham transmisji meczów w Radio Nacional de España. Dziś Real Madrid kontra Manchester United. Chyba wiadomo komu kibicuję ;p. A i jeszcze tak jak hiszpańskie, tak też polskie mecze zawsze słucham, a  nawet jak już oglądam to obraz jest z tv, a głos z radia! Cóż nie ma lepszego komentatora niż Zimoch czy Janisz.

Nigdy, a nigdy nie zgodzę się z tezą, że radio to medium przeszłości. Magia nigdy nie znika, a magia radia trwa i będzie trwała.

wtorek, 12 lutego 2013

DREAMERKA



Marzenia są nieodłączną częścią mojej egzystencji. Tak już mam! Mam też, a raczej mamy z jedną z moich przyjaciółek, takie miejsce w Warszawie, które nazwałyśmy Centrum Marzeń. A same siebie określiłyśmy DREAMERKAMI. Właśnie tam, gdzie widać Marszałkowską, Jerozolimskie, Hożą, Dw. Centralny, chodzimy się namarzyć…. Dlaczego?? Ponieważ  „od marzeń zaczynają się wielkie dzieła”, a „jeśli potrafisz marzyć potrafisz też tego dokonać”. Dwa cytaty pierwszy Jana Pałygi SAC, a drugi Walta Disneya pokazuje, że marzenia są czymś pięknym, czymś co można zmienić w cel i dążyć do jego realizacji. Trzeba, a nawet należy, dodać odrobinę pracowitości, cierpliwości i wytrwałości, aby zrealizować obrany cel i spełnić swoje marzenie. Mnóstwo moich marzeń już się spełniło, wiele wymaga jeszcze pracy, a z kilkoma „musiałby się zdarzyć cud, a cuda są przecież domeną Boga”.

Marzenia nic nie kosztują, ciągle żyją, a ich drogę przeciera nadzieja. Zatem marzmy, bądźmy dreamerami czy dreamerkami i miejmy swoje centrum marzeń :). 

niedziela, 10 lutego 2013

jest już w Niebie


Wielu osobom, które cenię, które spotkałam podczas swojej podróży już wysłałam prezentację „pociąg życia”. Wysłałam ją także Ś.P. ks. Mariuszowi Graszkowi. „Dziękuję! Przeczytałem Twoją Opowieść i było naprawdę warto:). Tak, jeździmy tym samym pociągiem...Z Panem Bogiem! Mariusz” – napisał w e-mailu. Trudno uwierzyć, że ks. Mariusz wysiadł..., że dojechał do ostatniej stacji. ON jest już w Niebie, to wiara daje mi tę pewność. Zawsze gotowy do pomocy, oaza spokoju i dobroci, święty kapłan. Pozostanie po nim wiele wspomnień… Mario, muchas gracias por todo. Que En Paz Descanse [*].

Misjonarz w drodze do andyjskich górali

Ks. Mariusz Graszk pochodził z diec. ełckiej. W 2009r. rozpoczął studia z misjologii na UKSW w Warszawie. W latach 2010-2011 był w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. W październiku 2011r. wyjechał do pracy misyjnej w Boliwii i pracował w diecezji Oruro (parafia Challapata).

post pierwszy


Dzień Dobry!

Właśnie dziś, w ten niedzielny radosny poranek zaczęłam prowadzić bloga. To tutaj będę pisała o radości w codzienności, niepoprawnym optymizmie, szukaniu złotego środka, marzeniach, o nadziei i NIEBIE… 

Do szybkiego przeczytania!