„Jeszcze
się kiedyś rozsmucę,
Jeszcze do
Ciebie powrócę,
Chrystusie...
Jeszcze tak
strasznie zapłaczę,
Że przez
łzy Ciebie zobaczę,
Chrystusie...
I taką
wielką żałobą,
Będę się żalił przed Tobą,
Chrystusie...
Że duch mój
przed Tobą klęknie
I wtedy
serce mi pęknie,
Chrystusie...”
To jedna z pieśni wielkopostnych. To wiersz Juliana
Tuwima. Śpiewając ją nie zawsze jesteśmy świadomi, że autorem słów jest poeta
żydowskiego pochodzenia. Została zapisana na serwetce w jednej z łódzkich kawiarni
i podobno pozostawiona.
Czy tylko ten jeden raz Tuwim żalił się swoją żałobą
Chrystusowi? Nikt nie wie. Wiemy natomiast, że kilka lat przed swoją śmiercią poeta
zapytał nawróconego Romana Brandstaettera o istnienie Boga. I choć nie wierzył, to
przyznał mu rację. „Musi istnieć... Pan ma rację... To musi
istnieć jest bardzo mądre...” – powiedział poeta.
Niestety Julian Tuwim nie zdążył ani zapłakać ani się nawrócić.
Zmarł nagle w Zakopanem 27 XII 1953. Po jego śmierci zastanawiano
się czy pogrzeb ma być katolicki czy świecki? Czy na trumnie pozostawić krzyż czy go zdjąć? Jak na socjalistę przystało był świecki. I choć krzyż
zdjęto to pozostał ślad. „Była
świerkowa, jasnego koloru. Gdy nas mijała, spostrzegłem na jej wieku dwie
skrzyżowane, wyblakłe, lecz wyraźne smugi pozostałe po usuniętym krzyżu z
przybitym doń Chrystusem” – zapisał Brandstaetter w swojej książce.
W casusie Juliana Tuwima zauważmy, że krzyk ludzkiego serca nigdy nie
pozostaje bez odpowiedzi. Chrystus towarzyszy w drodze każdemu, kto Go woła.
Towarzyszył także poecie, który wiele lat wcześniej dramatycznie wzywał Go w
swoim wierszu.