poniedziałek, 15 kwietnia 2013

konfesjonał

Bardzo lubię książki Karen Kingsbury. Są dla mnie skarbnicą życiowej mądrości. Nauczyłam się z nich wiele. W pewien sposób wpłynęły na moją relacje do Pana Boga. To książki chrześcijańskie, w których Bóg jest zawsze w centrum. Jednak brakuje mi w nich czegoś… Czegoś dla mnie bardzo cennego…. sakramentu pojednania. Kiedy bohater książki, popełni błąd, kiedy kogoś zrani, kiedy złamie Boże Przykazania, miota się z tym sam, musi wybaczyć samemu sobie. Owszem przeprasza Pana Boga w modlitwie. Wyznaje skruchę. Nie idzie jednak do konfesjonału, w którym czeka na niego sam Bóg w osobie kapłana. Nie otrzymuje rozgrzeszenia. Nie ma tego widzialnego znaku niewidzialnej łaski. W naszym Kościele rzymsko-katolickim jest inaczej. W walce ze swoimi słabościami i  grzechami jest spowiedź. W niej katolik jedna się z Bogiem i powraca do stanu łaski uświęcającej. A takim „bonusem” Pana Boga są cenne rady i duchowe wsparcie w walce ze swoimi słabościami od spowiednika oczywiście. 

2 komentarze:

  1. Dawno nie czytałem tak zwięzłej myśli na temat spowiedzi napisanej przez nie-księdza. Pięknie. WK

    OdpowiedzUsuń
  2. Księże Doktorze, tak dobrego słowa to się nie spodziewałam :). Bardzo to miłe. Dziękuję :).

    OdpowiedzUsuń